Translate

wtorek, 28 lutego 2012

Rozdział XII

Gdy się rano obudziłam, siedząc na krześle i leżąc na łóżku jednocześnie zobaczyłam Anię. Ona pewnie też nie zmrużyła oka przez ostatnie dni. Boże, wszyscy się tak dla mnie poświęcali, byli kochani, aż mi się ich żal zrobiło. Dawida nigdzie nie było. Mam nadzieję, że nic się nie stało, bo wczoraj naprawdę kiepsko wyglądał. 
Leżałam jakiś czas nieruchomo, żeby nie obudzić przyjaciółki. Cieszyłam się, że między nami już wszystko gra. Swoją droga ciekawe co ją do tego skłoniło, mam nadzieję, że nie jest tu tylko dlatego, że jestem chora. Jak się obudzi będę musiała z nią poważnie porozmawiać. W pewnej chwili złapał mnie okropny skurcz łydki. Musiałam jakoś wydostać z łóżka i stanąć na tej nodze, bo ból przeszywał mi całą nogę. Gdy próbowałam wyplątać się z kołdry, niechcący szturchnęłam Anię. Uniosła głowę do góry i przetarła oczy.
- Przepraszaaaaam .. nie chciałam cię obudzić, ale .. ałć .. skurcz mnie złapał.
- Czekaj pomogę ci wstać. I następnym razem mów co się dzieje, choćbym nie spała rok i wreszcie bym zasnęła, masz mnie budzić.
- Dobra. Zapamiętam. - skurcz szybko przeszedł i znów położyłam się do łóżka. Mimo wszystko było naprawdę wygodne. 
- Jak się dzisiaj czujesz .?
- Głowa trochę boli, ale jakoś wytrzymam, w końcu muszę. 
- No ja myślę, że to był już twój ostatni wybryk, bo serio Kocie, nie cierpię szpitali.
- Nie ty jedna. Wgl gdzie jest Dawid .? 
- A on tylko zasłabł, bo nie wypoczął dobrze i nic nie jadł po ... nieważne. Nic mu nie jest. Śpi sobie teraz gdzieś wygodnie u pielęgniarek.
- Ania .? Czy ty coś ukrywasz .?
- Nie, no skąd. Ja .? Ukrywać coś .? Przed tobą .? W życiu .!
- Hej, ile my się znamy, co .? Przecież wiem kiedy kłamiesz - pokazałam jej język, uśmiechając się przy tym. 
- O jejku no. Naprawdę, to nic ważnego. 
- No dobra, dobra. I tak kiedyś się dowiem. Prawda zawsze wychodzi na jaw.
- Zobaczymy. Jak na razie to musisz wyjść ze szpitala i wyzdrowieć. Reszta nie ma teraz znaczenia. 
- Tak, wiem. Taki mam zamiar. Wiesz ... cieszę się, że tu jesteś. 
- Ja też się cieszę. Ale nie wiem co by to było, gdyby nie Dawid. Wszystko to jego zasługa. Gdyby nie przyszedł wtedy i mi nie nagadał, to serio nie wiem jak by to się potoczyło. 
- Co on ci takiego powiedział .?
- Nic złego, naprawdę. Uświadomił mnie w paru sprawach, o których nie miałam pojęcia. I przepraszam, że tak ostro zareagowałam jak was zobaczyłam.
- Ejj .. nie ma o czym mówić. To ja powinnam przepraszać ciebie. 
- To przeproście się nawzajem i zapomnijcie o całym zajściu.
- Daaaaawid .! Chodź tu i mnie bardzo, bardzo mocno przytul. Jakoś się tak za tobą stęskniłam. - jak powiedziałam tak zrobił. Nie wiedziałam, że śpiąc można za kimś tęsknić, ale jak widać jest to możliwe. 
W szpitalu spędziłam kolejny tydzień. Codziennie odwiedzali mnie tata, Zuza, Damian, Ania no i Dawid. Reszta też chciała przyjść, ale im zabroniłam, bo nie chciałam, żeby oglądali mnie w takim stanie. Ania przekazywała im wszystkie informacje, bo przez jakiś czas nie mogłam używać komórki, żeby jakieś tam fale nie wywołały nawrotu. Ciężkie było takie życie, ale dałam radę. Gdy wróciłam do domu pierwsze co zrobiłam, to wzięłam długą kąpiel w mojej własnej wannie. Nie wiem ile w niej spędziłam, ale na pewno kilka godzin. Po kąpieli ubrałam się w dresy i zrobiłam lekki makijaż, żeby przykryć jakoś sińce pod oczami. Efekt był nawet zadowalający. Gdy wyszłam z łazienki, doznałam szoku, bo w pokoju siedział Dawid. Nieźle mnie przestraszył. 
- Co ty tu robisz .? 
- Przyszedłem dowiedzieć się jak się czujesz, skarbie. 
- Hmm .. wiesz, że dużo ryzykujesz .? - chodziło mi o mojego tatę. Jeszcze w szpitalu zauważyłam, że jakoś tak dziwnie traktował mojego chłopaka. Nie wiedziałam o co chodzi, a gdy pytałam o to kogoś, zaraz zmieniali temat. Zostawiłam więc to , ale postanowiłam się dowiedzieć później o co właściwie chodzi. 
Ze szkoły byłam jeszcze zwolniona przez tydzień. Wybrałam sobie po prostu świetny rok na leżenie w szpitalu. W maju matura, a ja połowę drugiego semestru, spędzam na operacjach i śpiączkach, opuszczając przy tym lekcje. Ale przynajmniej teraz miałam Dawidka, który pomagał mi ze wszystkimi zaległościami. W sumie to były same powtórki z zeszłych lat, więc nie miałam za dużo nauki. Głównie zadania do rozwiązania. Przez cały ten okres nie widywałam się z nikim oprócz Ani i Dawida. Czy zaczynałam być odludkiem .? Nie, nie mogę. Nie cierpię odstawać od reszty. Po powrocie muszę wszystko zmienić. 
Gdy w poniedziałek pojawiłam się, oczywiście jak zwykle spóźniona, na pierwszej lekcji, matematyczka doznała chyba szoku.
- Pani profesor .? Wszystko z panią dobrze .? 
- Jezu, dziecko, siadaj tu szybko i nie przemęczaj się tak. Co ty tu wgl robisz, kto cię z domu wypuścił .? 
- Ee .. sama se wyszłam .?! Wyniki mam dobre i zwolnienie mi się już skończyło. Poza tym umierająca nie jestem. 
- Ty nie wiesz o czym mówisz .! Muszę wezwać twojego tatę do szkoły, jak on się tobą zajmuje .?! To jest niedorzeczne.
- Mój tata zajmuje się mną bardzo dobrze i skoro mówię, że czuję się dobrze, to tak jest.  A teraz, czym mogła by pani przestać narzekać i prowadzić dalej lekcję .? Bo ja mam w tym roku maturę i chciałabym ją zdać. 
- Dziecko, przecież ty wiesz wszystko, a nawet więcej. Czym ty się martwisz .? Chyba jako jedyna w tej szkole masz po kolei w głowie. 
- O wypraszam sobie. jestem prawie na tym samym poziomie co ona. - odezwał się mój skarb, żeby mnie uratować od tej bezsensownej rozmowy. - A jeżeli ma pani inne zdanie na mój temat to proszę zacząć nas uczyć i dać spokój koleżance.
- Tak, tak .. masz rację chłopcze. Już bierzemy się do roboty. 
Szepnęłam mu tylko dziękuję i zaczęłam rozwiązywać po kolei zadania, bo nie miało sensu czekanie na resztę skoro sama wszystko umiem i mogę zrobić więcej. 
Po matmie na łącznik dotarłam ostatnia, bo musiałam się umówić z profesorką na napisanie zaległego sprawdzianu. Po drodze spotkałam jeszcze dyrektora, który dał mi plan najbliższych imprez szkolnych. Szłam czytając go i nie zauważyłam nawet kiedy doszłam. Pewnie szła bym tak dalej prosto i weszłabym w ścianę, ale usłyszałam Arka, który szedł w moją stronę
- Kochaniee, czemu ty nas tak straszysz co .? Kocham cię najbardziej na świecie, a ty mi tu takie numery wykręcasz - gdy podniosłam głowę do góry, zobaczyłam twarz Arka zbliżającą się do mnie. Wiedziałam już, że chce mnie pocałować, jak to ma w zwyczaju. Jednak teraz wszystko się zmieniło, więc zrobiłam szybki unik, mówiąc
- No ja nie wiem mój drogi, jak to teraz będzie z tym "kochaniem", bo to nie ode mnie już zależy.
- A niby od kogo jak nie od Ciebie ... - usłyszałam, gdy podeszłam do Dawida i dałam mu chyba mojego najsłodszego buziaka.
- A choćby od mojego kochanego Skarba. 
Wtedy wszyscy zaczęli nas wypytywać "jak to się stało", "od kiedy", itp. Staliśmy tak tylko przytuleni, chociaż właściwie to ja byłam wtulonego w mojego misiaczka, i jakoś próbowaliśmy odpowiedzieć na każde ich pytanie. Gdy już wszyscy dowiedzieli się wszystkiego czego chcieli, zaczęli nam gratulować i życzyć szczęścia. Tak minęła nam pierwsza przerwa. Na kolejnych gdy szliśmy korytarzem, trzymaliśmy się już za ręce, więc wiedziała już całą szkoła. Wszyscy się na nas gapili i co jakiś czas ktoś, kto jadał czasem z nami na długiej, podchodził i składał życzenia. To było serio miłe, na początku. Po dwóch przerwach miałam dość. Wokół nas zaczęły się robić tłumy a hałas przeszywał moją głowę. Normalnie jakoś bym to przetrwała, a potem wymknęła. Teraz jednak, po operacji, potrzebowałam trochę spokoju. Gdy w pewnym momencie stanęliśmy i nie mogliśmy iść dalej, to wszystko mnie przerosło. Głowę mi rozsadzało, a jakoś nie wierzyłam w to, że dotrwam do dzwonka. Musiałam usiąść gdzieś w spokoju, bez nikogo i odpocząć. Czułam, że robię się blada, a zimny pot oblewał moje ciało.
- Dawid - byłam w stanie tylko szeptać, ale w tym hałasie nie mógł nic usłyszeć. Pociągnęłam go za rękaw. To na szczęście poskutkowało. Pochyliłam się w przód i oparłam ręce na kolanach. 
- Chodź zabiorę cię stąd. Nie będziesz się tak męczyć. - wziął mnie na ręce i zaczął przedzierać się przez tłum. Nie wiedziałam, że to będzie taka wielka sensacja u nas w szkole, że mam nowego chłopaka. Gdy mnie tak niósł, brałam głębokie wdechy. Jakoś udało mu się wydostać, ale zaraz wszyscy ruszyli za nami. Wiedziałam, że gdzie byśmy nie poszli, wszyscy pójdą za nami. Reszta naszej paczki, na chwilę ich wszystkich zatrzymała, co dało nam małą przewagę.
- Biegnij do dyrektora. Tam za nami nie wejdą. - Tak też zrobił. Wiedział, że czasem trzeba się mnie słuchać :). Gdy wbiegliśmy do gabinetu bez pukania, dyrektor najpierw wyglądał na wściekłego
- Przepraszamy panie dyrektorze, naprawdę, no ale nie mieliśmy innego wyjścia - zaczął tłumaczyć Dawid. 
- Panie dyrektorze, ja wszystko wytłumaczę, tylko mogę najpierw szklankę wody .?
- Boże, dziecko, co ci się stało .? Posadź ją na moim fotelu, jest wygodniejsze niż te krzesła. Gdy już siedziałam i napiłam się wody, zrobiło mi się lepiej. Dawid przykucnął koło mnie. 
- Już ci lepiej .? 
- Tak, tak. Już przeszło. 
- To co się takiego stało .? 
- No właściwie to do końca nie wiem. Po prostu szliśmy korytarzem, trzymając się za rękę no i nagle wszyscy się na nas rzucili. Nie chcieli nas przepuścić, zaczęli coś krzyczeć no i wtedy rozbolała mnie głowa. Dawid wziął mnie ręce, jakoś im tam uciekł, ale zaczęli nas gonić, to pomyślałam, że jak przyjdziemy do pana to tu nie wejdą i nam dadzą spokój. 
- Dobrze zrobiliście, bardzo dobrze. Ale zaraz, zaraz ... to wy jesteście razem .? 
- No tak jakoś wyszło, że ... tak. 
- uhuhu .. - dyrektor zaczął skakać i cieszyć się jak małe dziecko. My mieliśmy niezły ubaw, ale nie rozumieliśmy kompletnie o co w tym wszystkim chodzi. Wszyscy uczniowie się cieszyli, że jesteśmy parą, ale dyrektor .? To było naprawdę dziwne.  - ... kochani nawet nie wiecie jak się cieszę. 
- Ale czemu .? To chyba normalne, że chłopak i dziewczyna się spotykają, prawda .? Więc czemu wszyscy tak reagują .? Ja naprawdę nic nie rozumiem. 
- W sumie to ja też nie .. ale mogę wam powiedzieć, czego jestem pewny. Wy dwoje pasujecie do siebie idealnie. To cud, że wybraliście te same rozszerzenia i jesteście w nich najlepsi. Na początku nie lubiliście się może za bardzo, ale teraz ... widać, że darzycie się prawdziwym uczuciem. Jak już będę wiedział wszystko, to wam powiem, obiecuję. 
- No dobrze, ale i tak nic z tego nie rozumiemy. 
- Dowiecie się w swoim czasie. A teraz mi powiedzcie, ile to już trwa, co .? 
- Trzy tygodnie - odpowiedzieliśmy zgodnie. 
- Fascynujące, naprawdę fascynujące. 
- Ok, nieważne. Panie dyrektorze, ale co my mamy zrobić z całą szkołą .? Przecież nie możemy wyjść na korytarz, bo nas tam pożrą żywcem. W dodatku Pat to nie służy. 
-Hmmm .. a co powiecie na zajęcia indywidualne .? 
- Co .? Nie no, tak nie można. Przecież musimy wychodzić na przerwy. A co z naszymi przyjaciółmi .? Przecież, jak my przestaniemy się pokazywać, zaczną atakować ich. 
- Ach, tak ... ta wasza nierozerwalna paczka. Przyjaciele od zawsze na zawsze, co .? 
- To coś więcej. Jesteśmy jak rodzina. 
- Dobrze, dobrze. - dyrektor przez chwilę jeszcze chodził po gabinecie i myślał. W końcu wpadł na pomysł, choć nie wiem czy był genialny. Otóż na kolejnej przerwie zwołał apel, który był obowiązkowy (nawet była sprawdzana obecność). Gdy cała szkoła stała na całej sali gimnastycznej, my tzn. ja, Dawid i reszta naszej paczki, siedzieliśmy na samym środku. Dyrektor ogłosił, że jeżeli ktoś zbliży się do naszej grupy na bliżej niż dwa metry, od razu zostaje wyrzucony ze szkoły za naganne zachowanie. Na pierwszej przerwie po apelu w pobliżu nas kręcili się nauczyciele, żeby w razie co interweniować, ale wszystkim strasznie zależało na skończeniu tej właśnie szkoły. Był to dość dziwny sposób na tą zwariowaną sytuację, ale przynajmniej znów mogliśmy normalnie gadać i przemieszczać się po szkole. Prze pierwszy tydzień wszyscy strasznie się pilnowali, żeby nie przekroczyć tych dopuszczalnych dwóch metrów. gdy szliśmy wszyscy zaczęli się odsuwać z czego ja się śmiałam jak głupia, co było chamskie. Potem jednak zrozumieli, że nie to nie o to chodzi. Po prostu mijali nas normalnie jak dawniej. Cała ta sytuacja wydawała się naprawdę śmieszna. Najlepsze jest to, że nadal nie wiemy o co tak naprawdę chodziło, może to był tylko taki głupi żart. 
Tata gdy dowiedział się, że Dawid pomógł mi tego dnia, przestał go tak zimno traktować. Witał się z nim normalnie, ale nadal nie chciał z nim rozmawiać, żeby go poznać. Ale wiedziałam, że to będzie tylko kwestia czasu, zanim się do niego przekona, tak jak ja. 

3 komentarze:

  1. Cudowne opowiadanie :)
    U mnie nowa notka! Zapraszam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki wielkie. jesteś chyba jedyną stałą czytelniczką, ale nawet jeśli tak jest to będę pisała właśnie dla ciebie :D

      Usuń
    2. To bardzo mi miło, ale byłoby milej jakbyś dodała nn!!!! Poza tym masz pisać DLA SIEBIE a nie dla mnie!! Ja mam kilka blogów których nikt nie czyta (a przynajmniej nikt nie komentuje) ale się tym jakoś bardzo nie przejmuję, bo piszę dla siebie!! Ty też tak zrób :)

      Usuń