Translate

piątek, 27 stycznia 2012

Rozdział IV

Nie minęło nawet pięć minut jak przyszedł lekarz. Oddychał szybciej niż zwykle,  czyżby biegł .? Damian opowiedział mu co się stało, a on obejrzał moją ranę. Trwało to dość długo. Oglądał moją głowę z każdej strony, odgarniał włosy z jednej strony na drugą.
- Ja tutaj nic nie widzę - powiedział patrząc na nas. - żadnego zadraśnięcia, nawet bliznę po ranie ciężko już znaleźć.
- No, ale przecież ... jak ... miałam krew na dłoni. - wydukałam.
- Wiem .. zaschniętą krew znalazłem, ale nie ma żadnej rany.
- No to skąd ona się tam wzięła .?
- Hm .. zrobimy kilka badań i zostawimy na obserwacji. Jak wyniki będą w porządku jutro Cię wypiszemy, zgoda .?
- No, no dobrze.
- Ok, zaraz przyjdzie pielęgniarka i zawiezie cię do sali.
Siedzieliśmy z Damianem w pokoju i czekaliśmy aż ktoś do nas przyjdzie. Zadzwoniłam do Ani opowiadając całą historię i prosząc, żeby poszła do mojego domu i posiedziała z Niną. Damian w tym czasie zadzwonił do taty.
- Ania powiedziała, że już do nas idzie. - powiedziałam, gdy Damian skończył rozmawiać.
- Dzięki. Tata zwolni się w pracy i przyjedzie.
- Zauważyłeś jak się zmienił .? Spędza z nami więcej czasu. 
- Tak. Jest zupełnie innym człowiekiem. Gdyby od początku taki był nasze życie byłoby prostsze.
- Przynajmniej Zuza ma szczęście. Nigdy nie będzie sama. Ma i nas i tatę. My mieliśmy tylko siebie nawzajem. 
- Ale daliśmy radę. Wyrośliśmy na porządnych ludzi. - zaśmialiśmy się. Fajnie się z nim gadało. Dobrze mieć takiego brata. 
Gdy już nieco zadomowiłam się w łóżku szpitalnym, przyjechał tata z Zuzią. Damian wyszedł zadzwonić, podejrzewałam, że do Niny. Oczywiście wypytał mnie jeszcze o wszystko, jak to się stało i wgl. Koło 20 pojechali do domu, bo Zuza była zmęczona. Zadzwoniłam jeszcze do Ani, żeby wypytać o Kiarę, bo trochę się o nią martwiłam. 
- No hej kocie. Jak tam z Tobą .?
- Wszystko w porządku, chociaż nikt nie wie co mi jest. 
- Może jeszcze za wcześnie .?
- Może. A słuchaj jesteś jeszcze u mnie .?
- No jestem, muszę ci powiedzieć, że będziesz miała naprawdę fajną szwagierkę w przyszłości.
- Serio .? To cieszę się bardzo. Mam nadzieję, że jeszcze będę miała okazję ją poznać.
- Na pewno. Wgl Nina przesyła pozdrowienia.
- Powiedz, że dziękuję i całuję. A z Kiarą wszystko w porządku .? Wiem, że była trochę wystraszona.
- No na początku była trochę podenerwowana, ale potem jak już mnie poznała to się uspokoiła. Teraz smacznie śpi.
- Biedactwo. Dobra ja kończę, jak wszystko pójdzie dobrze to jutro wrócę do domu. 
- Ok, to się jeszcze zdzwonimy. Wracaj mi tu całą i zdrowa. Buziaki.
- No, całuję. Pa.
W sali byłam sama. Nawet telewizora nie miałam. Było dopiero po 20 i nie możliwe, żebym zasnęła. Jednak z barku zajęć zamknęłam oczy i spróbowałam zasnąć. Udało mi się nawet nie wiem kiedy. Rano obudził mnie płacz jakiegoś dziecka. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam, że mam gościa. Jakiś chłopak siedział na krześle po drugiej stronie pomieszczenia i przyglądał mi się.
- Cześć księżniczko. Jestem Maciek.
- E .. a ty nie masz gdzie się podziać czy jak .? 
- Ta sala zawsze jest pusta a ja zawsze rano się tu chowam. 
- Przed kim .?
- Przed panią Basią. Szalona kobieta. Zawsze każe mi siedzieć w świetlicy i patrzeć na dzieciaki. A ja lubię pooglądać świat przez okno, albo pobyć trochę sam. 
- A, spoko. Fajne masz hobby, ale ja nie będę ci towarzyszyć.
- Jak chcesz. - wstał i na odchodne się uśmiechną. W drzwiach minął Anię, która zjechała go z góry na dół i puściła mu oczko. Chłopak wyraźnie zmieszany, podrapał się po głowie i wyszedł. Obie wybuchnęłyśmy śmiechem. Dałyśmy sobie buziaka na powitanie i zaczęłyśmy zlewać z biednego kolegi. Po porze obiadowej lekarz przyszedł i powiedział, że badania nic nie wykazały, więc mogę wracać do domu. Zadzwoniłam do Damiana, który pojawił się pół godziny później by mnie zabrać. W domu wzięłam dłuuuuugą kąpiel.  Naprawdę nienawidziłam tego zapachu szpitala. Potem zjadłam porządny obiad i posprzątałam w domu. Mój kochany braciszek oczywiście siedział ze mną. Jego pilnowanie mnie polegało na sms-owaniu najprawdopodobniej z Niną. 
- Może zaprosisz dzisiaj Ninę do nas .? Obiecuję, że już nie zemdleję a ni nic. 
- Jesteś pewna .?
- Tak, chcę ją wreszcie poznać i mieć pewność, że nic się stanie.  
- No ok.
Nina miała być za jakieś 30-40 minut. Akurat czas na przebranie się i zrobienie porządnego makijażu. Gdy byłam gotowa zeszłam na dół do salonu i włączyłam TV. Leżałam na kanapie i oglądałam jakiś film, choć właściwie to nie wiedziałam o czym jest. Po jakims czasie Kiara do mnie dołączyła. Okryłam ją kocem i głaskałam. Gdy rozległ się dzwonek do drzwi krzyknęłam "OTWARTE", bo nie chciało mi się wstawać i wlec do drzwi. Wyłączyłam TV i usiadłam na kanapie biorąc Kiarę na kolana. Nina nieśmiało weszła do salonu.
- Hej, wchodź. Przepraszam, że nie podeszłam, ale trochę by to trwało. 
- W porządku, rozumiem. A Damian jest .? 
- Tak, ale wiesz .. szykuje się. W końcu nie jesteś byle jakim gościem. - uśmiechnęłam się do niej. - Siadaj, śmiało. Czuj się jak u siebie. 
Usiadła obok mnie a Kiara zamerdała ogonkiem. Nie miała jednak zamiaru się ruszyć. Było jej dobrze u mnie. 
- Przepraszam za wczoraj - zaczęłam - zepsułam tak miło zapowiadający się wieczór. 
- Oh, daj spokój. Nie masz za co przepraszać. Najważniejsze, że nic ci nie jest. 
- Ta .. ale nie mówmy o tym. Temat szpitali nie jest zbyt przyjemny. - pomyślałam wtedy o mamie- chcesz poznać resztę biszkoptowej rodzinki .? 
- Jasne. Wczoraj nigdzie nie mogłyśmy z Anią ich znaleźć.
- Ah .. lubią się chować. Ale żeby Tara cię nie powitała .? To dziwne. 
- Może wyczuły, że coś nie gra i się schowały. W końcu nie było nikogo z właścicieli. 
- Może. Tara, szczeniaki .. - zawołałam i zagwizdałam. Zaraz dołączyła do mnie Kiara, która piskliwie szczekała. Po chwili słyszałam piski i na schodach pojawił się Tim i Kowu. 
- Kowu, no chodź kochany - mówiłam do niego jak do małego dziecka, ale nie czułam się głupio. Wg mnie było to całkiem normalne - no chodź słodziaku, nie bój się. Kogoś ci przedstawię. - podszedł powoli ze skulonym ogonkiem i spuszczonym łebkiem, za nim powoli podążał Tim. Schyliłam się, żeby wziąć go na ręce. Dałam mu buziaka, posadziłam na kanapie i sięgnęłam po Tima. Nina zajęła się chłopakami, a ja drażniłam Kiarę. Po chwili zauważyłam Tarę, schodzącą do nas. 
- Teraz uważaj, bo różnie reaguje na obcych bawiących się z małymi. - Tara nie wyglądała na zadowoloną. W ostatniej chwili złapałam ją za obrożę i powoli pozwoliłam zbliżyć do Niny, żeby ją poznała. Nachyliłam się nad nią i powiedziałam
- Tara to jest Nina, nasza przyjaciółka i musisz ją polubić. - Tara się oblizała i patrzyła na Ninę. - Może nie ruszaj na razie małych. W sumie nigdy nie musiałam na nią uważać. Moich przyjaciół zna od zawsze, ale odkąd są szczeniaki, potrafi warknąć nawet na nas. 
- Po prostu martwi się o swoje dzieci. Rozumiem ją. 
- Spróbuj ją pogłaskać. - powoli puściłam obrożę i obserwowałam Tarę. Nina nie okazywała strachu, z czego się cieszyłam, bo psy od razu to czują. Na szczęście wszystko było dobrze. Tara obwąchała jeszcze raz Ninę, polizała ją po ręce a potem położyła się nam u nóg. Zaczęłyśmy dalej bawić się ze szczeniakami i miałyśmy niezły ubaw. Po jakimś czasie usłyszałam Damiana schodzącego z góry
- Ej mała, jak wyglądam .? Nina powinna zaraz być a ja nie wiem czy ta koszula ... - potem się zamknął, bo zobaczył nas roześmiane. 
- Ej mały ... - zaczęła Nina - ta koszula jest świetna, a kim jest ta Nina .? 
- Eeekhm .. cześć. Nie słyszałem dzwonka do drzwi. 
- Bo pewnie znowu siedziałeś w łazience i śpiewałeś - rzuciłam, żeby zażartować. Obie wybuchnęłyśmy śmiechem. 
- Fajnie, że macie ze mnie ubaw. 
- Oj nie gniewaj się misiu - Nina wstała i podeszła do niego. Dali sobie przesłodkiego buziaka. 
- Chyba raczej laluniu, szykowałeś się dłużej niż ja. - rzuciłam. 
- Uuu .. naprawdę .? Musze uważać, bo jeszcze zostawisz dla samego siebie. - Znowu zaczęłyśmy się śmiać. Nina faktycznie była super. Jeszcze żadna jego dziewczyna, nie nabijała się ze mną z mojego braciszka.
- Wiecie co .. widzę, że wy dwie jesteście siebie warte. Może mam was zostawić same .?
- Oj, duży .. no nie gniewaj się. - Powoli wygramoliłam się z kanapy i zaczęłam kuśtykać w ich stronę. 
- Nie powinnaś chodzić bez kul. 
- To chodź tu i mnie uściskaj na przeprosiny, a nie każesz mi się męczyć. 
Tak też zrobił, podszedł objął mnie, podniósł i zatoczył ze mną koło. Potem zaniósł na kanapę i powoli posadził. Nina usiadła obok, a Damian na przeciwko nas. Gadaliśmy i śmialiśmy. Jak troje najlepszych przyjaciół. 
- Kurde, zapomniałam. Damian, a ty też nic nie myślisz. Nina chcesz do picia .?
- Nie, nie trzeba. Nie będę robiła kłopotu.
- No daj spokój, jesteś naszym gościem. Chcesz coś ciepłego czy zimnego. - wstałam i chciałam iść do kuchni, ale oczywiście wkroczył Damian. 
- A ty co .? Siadaj, ja się wszystkim zajmę. 
- No weeeeź noooo .! - jęknęłam - przecież nie możesz mi usługiwać już do końca mojego życia. 
- Nie marudź tylko siadaj. 
- Nie, idę do kuchni po jakieś chipsy czy coś. A może jesteś głodna .? Mogę zrobić kanapki. 
- Może później. - ruszyłam w stronę kuchni. W pewnej chwili ktoś, a raczej Damian, wziął mnie na ręce i zaniósł z powrotem na łóżko. 
- Damian, do jasnej cholery, no .! - krzyknęłam już mocno zirytowana. Znowu chciałam wstać i ruszyć do kuchni, ale ktoś z tyłu mnie przytrzymał. Na początku myślałam, że to Nina, bo to ona tam siedziała, ale jak się odwróciłam zobaczyłam ją siedzącą na fotelu obok i wijącą się ze śmiechu. Damian zaczął mnie łaskotać. Byłam na niego mega wkurzona, ale przez to łaskotanie dostałam ataku śmiechu. Śmiałam się tak mocno, że leciały mi łzy i nie umiałam już złapać powietrza. 
- Damian, proszę .. hahaha .. zostaw mnie .. hahahahahah .. no proszę .. hahahaha .. no już .. hahah .. już nie mogę .. hahahah .. Nina pomóż .. huehuehueheuheue ..
- Jesteście słodcy, wiecie .? Gdybyś nie była jego siostrą byłabym zazdrosna, o to że tak dobrze się dogadujecie. - Damian dał mi wreszcie spokój i powoli ruszył w stronę swojej dziewczyny. Zaczął ją całować, a po chwili łaskotać jak mnie. Teraz śmiałam się z nich. W pewnej chwili, nie wiem co oni zrobili, ale fotel przechylił się do tyłu a oni polecieli razem z nim. Dostałam takiego ataku głupawki .. no nie mogłam przestać się śmiać. Gdy się podnieśli, zaczęli się śmiać ze mną, ale po chwili to już ze mnie. Ja nie umiałam się opanować i brakowało mi powietrza. Czułam, że jestem cała czerwona. Oboje próbowali mnie uspokoić, ale nie dali rady. Więc Damian znów zaczął mnie łaskotać. Potem zakrztusiłam się chyba powietrzem i zaczęłam kaszleć jak głupia. Damian się odsunął, a ja usiadłam i pochyliłam głowę jakbym miała się porzygać. 
- Kurde Pat .. ja z tobą nie wytrzymam. - walnął mnie parę razy w plecy, a Nina przyniosła szklankę wody. Zaczynałam wpadać w panikę. Czułam chyba każdą część mojego układu oddechowego i płuc. Nie umiałam złapać powietrza i nic nie widziałam przez łzy. Damian przysiadł na przeciw mnie, złapał za rękę i mocno ją ścisnął.
- Okno .. - nie zrozumiał o co mi chodzi - otwórz .. okno. - Nina zrobiła co powiedziałam, a ja gdy tylko poczułam powiew świeżego powietrza, zaczęłam się uspakajać. Kaszel ustępował a ja mogłam już oddychać. 
- Jezu, człowieku, nigdy więcej mnie nie łaskocz, gdy śmieję się jak głupia. Spoliczkuj mnie albo coś, ale nigdy mnie nie łaskocz. 
- Masz to jak w banku. - Przytulił mnie do siebie i poczekał, aż całkowicie się uspokoję. - Już wszystko gra .?
- Tak, chyba tak. - lekko się uśmiechnęłam i oparłam o kanapę.
- Widzę, że z Tobą, czeka mnie wiele przygód. 
- Tsaa .. dopiero się rozkręcam. - uśmiechnęłyśmy się do siebie. Reszta spotkania była bez szaleństw. Damian nawet powiedział Ninie o wypadku mamy. Gdy to opowiadał, miałam przed oczami całą sytuację. Mamę kręcą kierownicą, czułam swoje dłonie zaciskające się na siedzeniu w samochodzie, ulgę na twarzy mamy gdy wyhamowała, odgłos silników motorów i te szybko zbliżające się i oślepiające światła. nawet nie zauważyłam kiedy zamknęłam oczy. Otworzyłam je dopiero, gdy poczułam jak ktoś mnie przytula. Tym razem to nie był mój brat, tylko Nina. Wtuliłam się w nią i mogłabym tak zostać na zawsze.
- Pat, przepraszam, ja zapomniałem, że ty ...
- Cicho.bądź. - powiedziałam do niego oddzielając słowa wielką spacją. - Ja po prostu za nią tęsknię. I tyle. 
- Jeszcze raz przepraszam.
- Dobra, przeprosiny przyjęte. Zmieńmy temat. - uśmiechnęłam się do niego, co on odwzajemnił. 
Pogadaliśmy jeszcze chwilę o błahostkach, a potem zrobiliśmy kanapki, przy których wróciły nam humory.
- Zmieniłam zdanie .. zrobię te urodziny. Jutro wszystkich powiadomię. Ale musimy skończyć mój pokój na czas. 
- Nie ma sprawy. Weźmiemy każdą pomocną dłoń. - mówiąc to popatrzył na Ninę.
- Jasne, że wam pomogę. 
- Supcio, dzięki. To wpadnij jutro koło 13, zbiorę dziewczyny i wszystko ustalimy. 
- Ok. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz