Translate

sobota, 22 lutego 2014

Zakończenie cz. II

TRZY LATA PÓŹNIEJ

 - .. Maddy pamiętaj o kwiatach i lodowych łabędziach na jutro. Sophie przejmujesz dowodzenie, ja muszę odebrać Melanie. Uwaga kochani, pamiętajcie, że jutro mamy ślub, stajemy na rzęsach jak trzeba, żeby wszystko poszło zgodnie z planem. Widzimy się jutro, Sophie rządzi. - no tak a ja jak zwykle spóźniona. Mam nadzieję, że Melly ani trochę się do mnie nie wrodziła, bo nie będzie miała lekko. No tak to ja Pat. Minęły trzy lata, a ja swoje życie obróciłam o sto osiemdziesiąt stopni. Skończyłam weterynarię. Co prawda pod innym nazwiskiem i na innej uczelni, ale i tak za bardzo nie robię w tej branży. Mam swoje gospodarstwo z końmi i psami głównie, a no i króliki. Melly by mi o nich nie dała nigdy zapomnieć. No więc jeśli jakieś zwierzątko ma problem a miejscowy weterynarz nie może w danej chwili pomóc to dzwonią do mnie. Pytacie co organizowanie przyjęć ma wspónego z leczeniem zwierząt .? Powiem wam, zupelnie nic. Czasem się zastanawiam do kogo ja właściwie mówię i dlaczego w liczbie mnogiej, ale mniejsza z tym. Dzięki tym rozmowom jeszcze nie zwariowałam, chyba.
- Mama .! - Melly podbiegła do mnie, uradowana, że w końcu przyszłam. Lubi swoją nianię, ale nie ma to jak mama prawda .?
- Dzięki Liz, pamiętasz, że jutro mam ślub i mała u ciebie śpi, prawda .?
- Pamiętam, więc spokojnie. Przywiozę ją koło dziesiątej, rano. - Boże ta dziewczyna jest wielka. Muszę pomyśleć o podwyżce dla niej. Anioł nie dziewczyna. Bez niej nie dałabym rady. Samotna matka wychowująca dziecko .? To samo w sobie brzmi jak problem. No dobra nie jestem całkiem samotna. Mam Joel'a tylko, że on jest policjantem i .. a z resztą sami zobaczycie.
- Jak zwykle spóźnione. Czy ty czasem patrzysz na zegarek .?
- Przepraszam, ale przypominam Ci, że jutro mam ślub. Pamiętaj więc, że wrócę nad ranem. Melly zajmie się Lizz. - Auć .! -Znów to zrobił, znów mnie z policzkował.
- Żebyś pamiętała, że nie ma żadnych przelotnych romansów póki ja tu jestem. - Cholera, że też to znowu ja musiałam się wpakować w takie gówno pół roku temu. Jak poznałam Joel'a był cudowny, opiekuńczy, troskliwy. Normalnie do rany przyłóż. A co się okazało jak się wprowadził .? Że to zwykły cham, prostak i sadysta. Bił mnie przy każdej nadarzającej się okazji, dobrze, że nigdy nie podniósł ręki na Melly. Chyba bym gnoja zabiła. Pytacie, czemu z nim jestem .? Nie mam wyboru. Po pierwsze policja mi nie pomoże, bo jest jednym z nich więc przymykają oczy na takie sprawy, a po drugie boję się. Nie raz mi groził, że jak go zostawię to pozbawi mnie praw do opieki nad córką. Melanie jest wszystkim co mam, wszystkim co kocham i nie mogę jej stracić. Jakąkolwiek pomoc mogłam uzyskać dawniej, teraz nie istnieje. Spaliłam wszystkie mosty łączące mnie z przeszłością. No prawie. Przy kolacji jak zwykle była cisza. Nasza gosposia tylko ciężko wzdychała i kręciła na to głową. Nie dało się nic zrobić dopóki Joel sam nie postanowi odejść. Niestety nic tego nie zapowiadało. Gorący okres w pracy minął, więc mam kilka dni wolnego. Nareszcie. Ostatnio ludziom nic tylko imprezy w głowach. Powariowali.
 - Przykro mi ale nie udzielamy żadnych wywiadów - znowu to samo. skąd oni mają mój numer .? No dobra teraz wiem bo nie zmieniam go, ale na początku po każdym takim telefonie to robiłam przez pół roku a i tak skądś go zdobywali. W końcu się poddałam i po kilkuset odmowach sami dali spokój. Pozostały nowopowstałe brukowce, które wierzą, że im się uda. Głupole. Zajęłam się organizacją, bo to było jedyne co potrafiłam. Nie sądziłam jednak, że jestem aż tak dobra, że ludzie zaczną walić drzwiami i oknami. A tu proszę, nagle taki rozgłos. Najpierw chciałam zwinąć interes, bo przeszłość szybko by mnie dopadła, ale jakoś się z tym uporałam i proszę, minęły trzy lata i nikt mnie nie znalazł. O ile wgl szukał. Dobra, tata na pewno szukał, Ania pewnie też. Ale za nią tęskniłam. Za wszystkimi tak naprawdę. Nie lubię wspominać, bo mam ochotę płakać. Chciałam się rzucić w wir pracy, ale urodziła się Mel. Kolejny telefon, który wyrwał mnie z zamyśleń. Ale tym razem kolejne zlecenie.
- .. proszę zaczekać, zapytam. Panno Pat, klienta gonią terminy a bardzo mu zależy na tym, żeby to pani zorganizowała przyjęcie. - Proszę spytać co to ma być za przyjęcie .?
- Jakiego rodzaju  to ma być przyjęcie .? Bankiet po premierze filmowej.
- Dobrze, niech przyjedzie jutro o dwunastej do domu. - Bankiet po premierze. To chyba najprostsze do zorganizowania, ale kasa spora. Takie rzeczy tylko u bogaczy. - Pani Lilu, proszę jeszcze zadzwonić do Lizz, żeby przywiozła Melly przed trzynastą - Nie wiem czy zauważyliście, ale z klientami rzadko spotykam się osobiście. Wolę, żeby większość uważała mnie za faceta. Nawet pani Lila przez telefon nie wypowiadała się o mnie per pan/pani. Oczywiście jak zaczynała pracę u mnie musiałam jej uświadomić, że ma tak robić. Joel jest w pracy, powinien skończyć za dwie godziny, ale zanim tu dojedzie minie dodatkowe półtorwj godziny. Nie lubił jak przyjmowałam klientów w domu, dlatego jak już to robiłam to podczas jego nieobecności. Siedziałam w ogrodzie i przyglądałam się Kiarze jak zjada resztki kości.
- Panno Pat, z klaczą coś się dzieje. Jest niespokojna. - Przebiegłam przez dom, podwórko aż do stajni. Klaczka fatycznie była bardzo niespokojna, ale szybko zorientowałam się co się dzieje. Klaczka rodziła, ale maluch utknął i trzeba mu było trochę pomóc. Złapałam więc za to co już z niego wystawało i pociągnęłam, nie za mocno, żeby nie przestraszyć klaczy. Z wielkim prychnięciem i odgłosem typowym dla koni maluch wyszedł na świat. Nic mu nie było, bo od razu wstał i zamachał ogonkiem. Dolałam wody jego mamusi, dołożyłam sianka i ich zostawiłam. Na zewnątrz umyłam ręce z krwi klaczy. Zobaczyłam samochód na podwórzu, chyba mój klient od bankietu przyjechał. Weszłam do domu wpuszczając Kiarę, złapałam pierwszą  suchą szmatkę i wycierając ręce szłam wzdłuż korytarza - Przyjechał 10 min temu. Kazałam panu zaczekać na werandzie.
- Dobrze, dziękuję. - ruszyłam w stronę werandy, a Kiara podążyła za mną. Na werandzie stał młody mężczyzna, tyłem do mnie opierając się o drewnianą belkę, która podtrzymywała z jednej strony daszek. Był ubrany w czarne dżinsy i czarną koszulę z krótkim rękawem. Włosy miał ciemnobrązowe, ułożone w artystyczny nieład - Przepraszam, że musiał pan czekać, ale klacz miała małe problemy podczas porodu- dopiero teraz spojrzałam na jego twarz i wręcz nie wiedziałam, co dalej powiedzieć. Jego ciemnobrązowe, a może nawet czarne oczy błyszczały, a usta lekko się rozchyliły. Chyba był w jeszcze większym szoku niż ja.
- O mój boże, Tomi .?
- Pat, to znaczy .. - Przytulił mnie tak mocno, że wszystkie siniaki, które miałam na plecach dzięki Joelowi, dały o sobie znać. Objęłam go po chwili zawahania i poczułam te jego nieziemskie perfumy, których przez trzy lata tak mi brakowało. Oparł swoje czoło o moje i wziął mogą twarz w dłonie. Wiedziałam, że chciał mnie teraz pocałować, ale nie mogłam mu na to pozwolić mimo, że serce mi pękało, gdy to robiłam. -Nareszcie Cię znalazłem, po tylu latach.
- Słuchaj nie wiem po co mnie szukałeś, w końcu zrobiłam to o co prosiłeś.
- Jak to to, o co prosiłem .?
- Uh .. Nieważne. Co nowego wydarzyło się przez te lata u Ciebie, Ani. Kontaktował się z Tobą może mój tata albo Damian.
- Nie mogę uwierzyć, że to ty - dałam mu chwilę na oswojenie się z tą myślą, a potem zaczął opowiadać - Ania i Piotrek się zaręczyli, tylko że ona nie chce słyszeć o ślubie dopóki się nie znajdziesz. Em .. Nina jest w ciąży i szukają z Damianem mieszkania. Twój tata Cię ciągle poszukuje, ale zaczął sobie radzić z wychowywaniem Zuzi, która w szkole jest najlepsza, bo nie chce sprawić Ci zawodu jak wrócisz. Boże, ale się wszyscy ucieszą jak Cię zobaczą - uśmiechnęłam się lekko - A ja .? No cóż, dalej robię z mamą, ale mam już dwa całkowicie własne filmy na koncie i za niedługo premiera trzeciego.
- A co u Martina .?
- Nie wiem. Nie utrzymuję kontaktu z Suzanne.
- Jak to .? Porzuciłeś własne dziecko .?
 - Martin nie jest moim synem. Testy wyszły negatywnie.
- Jak to .? Ale to dlaczego w liście napisałeś, że nim jest .?
- W jakim liście .? Nie napisałem żadnego listu.
- Jak to nie, przyszedł zwykłą pocztą, podpisałeś się na nim. Napisałeś, że wybierasz syna, mimo, że mnie kochasz i że nie chcesz żebym za każdym razem cierpiała, gdy będziesz się szedł z nim spotkać.
- Pat, ja nie napisałem żadnego listu, to dlatego uciekłaś .? Przecież ja bym Cię nigdy nie zostawił, a już zwłaszcza nie w taki sposób. - zaczęłam chodzić po ogrodzie i próbując to wszystko zrozumieć. Jak ktoś mógł być aż tak podły. Przykucnęłam i schowałam twarz w dłoniach. Miałam ochotę się rozpłakać z wściekłości, która mnie ogarniała. Słyszałam jak Tomi podchodzi. Wziął moje ręce w swoje. Przykucnął przy mnie i czekał aż się trochę uspokoję.
-Wciąż go nosisz .? - spojrzałam na złoty pierścionek z serduszkiem na moim palcu, a na twarzy chłopaka zauważyłam zmarszczone brwi.
 - Jakoś nie potrafiłam się go pozbyć - staliśmy już, ale wciąż na mnie nie patrzył, tylko gładził rękę z pierścionkiem. Nie wiedziałam w tym momencie nic oprócz tego, że padliśmy ofiarami głupiego żartu, przez który rozpadł się nasz związek. Tomiemu po policzku poleciała łza. Starłam ją wolną ręką, a on najzwyczajniej w świecie mnie pocałował. Niesamowitość tej chwili nie polegała na tym, że przez te lata za sobą tęskniliśmy. Nie, tu raczej chodziło o to, że dwa zabłąkane serca, które utraciły się nawzajem, znów były razem. Odnalazły się, bo należały do siebie i mimo, że los chciał je rozdzielić, nie udało mu się. Odsunęłam się lekko od niego, ale wciąż nie puszczałam. Ta chwila była tylko nasza. Najpiękniejsza na świecie. Nie wiedziałam, że minęło aż tyle czasu, gdy do ogrodu wbiegła Melly
- Mummy, mummy .! - mówiła trochę po polsku, trochę po angielsku a czasem używała własnych słów. Przykucnęłam i gdy dziewczynka wbiegła w moje rozłożone ramiona, podniosłam ją do góry. Pocałowałam w policzek i szepnęłam jej do uszka, żeby przywitała się z tatusiem. Uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła rączki do Tomiego, który wciąż na nią patrząc, wziął ją i przytulił, lekko się przy tym kołysząc. Nie musiałam mu nic mówić, że jest jego córką, bo sam w niej siebie rozpoznał. Nie było nam jednak dane długo cieszyć się tym szczęściem, bo do domu, nieco wcześniej niż powinien, wrócił Joel. Wszedł do ogrodu i wiedziałam, że za dobrze się to nie skończy bo rozpoznawałam kiedy ma dobry humor.
- Tomi, musisz już iść. Zadzwoń jutro rano, ale idź już, proszę cię.- Wzięłam Melly na swoje ręce.
 - Dzień dobry, panie ..
 - Thomas Clutterbuck .. jest ojcem Melanie.
- Oh, a więc zainteresował się pan córeczką. Pan wychodził, czy mi się tylko zdawało .?
- Tak wychodziłem. Dowidzenia i do zobaczenia - Melly ześlizgnęła się na ziemię i pobiegła do domu. Teraz Joela już nic nie powstrzymywało, żeby mnie znów pobić. Najpierw mnie spoliczkował, później uderzył w głowę, że aż się zachwiałam. Potem już nie myślałam tylko przyjmowałam ciosy w brzuch, plecacy, w głowę, gdzie tylko się dało. Na koniec przypiął mnie swoimi kajdankami do belki podtrzymującej dach i zamknął za sobą drzwi ogrodowe. Płakałam z bólu, ale też i porażki jaką poniosłam. Było już całkiem ciemno, ale Joel najwyraźniej postanowił mnie ukarać nocą na zewnątrz. Robiło się co raz chłodniej a ja nie miałam jak na siebie narzucić zwykłego koca. Dygotałam całą noc. Rano przyszedł po swoje kajdanki. Po wejściu do domu poszłam od razu do łazienki, żeby wziąć prysznic, ale każdy strumień wody odbierałam jak bicie biczem. Gdy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze, nie poznałam własnej siebie. Ubrałam się ciepło, a pani Lila podała mi gorącą czekoladę do wypicia. Zadzwoniłam po Lizz z prośbą o opiekę nad małą. Godzinę później była już na miejscu i gdy mnie zobaczyła od razu się domyśliła. Tylko te dwie osoby wiedziały jaka sytuacja tu panuje, ale obiecały mi, że nie pójdą na policje, po tym jak się rozpłakałam i je błagałam. Wystarczyłby mały donos, a możliwe ze nie przeżyłabym kolejnej nocy. Gdy zadzwonił Tomi i spytał czy może przyjechać, nie mogłam mu się pokazać w takim stanie. Pozwoliłam mu, ale uprzedziłam, ze mnie nie będzie, a Melly będzie się zajmowała Lizz. Zgodził się, ale chyba nie był tym za bardzo zadowolony. Przedstawiłam Lizz sytuacje i powiedziałam, że będę się ukrywała w sypialni, gdy Tomi przyjedzie. Słyszałam z dołu głos Tomiego i uśmiechnęłam się do siebie. Patrzyłam na nich  chwile przez okno jak bawią się w ogrodzie, a potem zasnęłam. Gdy się obudziłam Tomi nadal tu był. Czekał na mnie, czy co .? Musiałam go jakoś wygonić, bo w każdej chwili mógł wrócić Joel. Zadzwoniłam na komórkę Lizz i kazałam jej udawać, że dzwonie by się dowiedzieć jak się mają, podczas gdy ja jej mówiłam, że musi się pozbyć Tomiego. Wyszedł, ale minął się z Joelem. Cholera. Znów oberwałam, ale tym razem pchnął mnie, ze nadziałam się na poręcz łóżka, obijając sobie chyba żebra. Tomi chciał się ze mną spotkać, ale wymyślałam różne wymówki. Po nocy spędzonej na dworze rozchorowałam się, więc na kilka dni miałam spokój z pretekstami, ale nie wiedziałam jak długo zdołam go tak unikać. Najgorsze jest to, że go w ten sposób strasznie raniłam. Prawie codziennie dostawałam nową serię ciosów. Wyglądałam jak wrak człowieka. Tomi w końcu nie wytrzymał i wpadł z niezapowiedzianą wizytą, gdy siedziałam w ogrodzie.
- Boże, jak Ty wyglądasz .?!
- Mówiłam Ci, ze jestem przeziębiona i żebyś nie przyjeżdżał - zmusiłam się do uśmiechu, ale bolało.
- To mi wygląda na coś poważniejszego niż przeziębienie. Zadzwonię po Piotrka, to Cię zbada.
- Powiedziałeś, ze mnie znalazłeś .?
 - Nie, wolałbym Cię do nich zabrać, ale nie w taki stanie. Dzwonię po niego.- Protestowałam, ale mnie nie słuchał. Przynajmniej nie powiedział, że to o mnie chodzi. Po chwili zrezygnowałam z protestów, bo skoro Piotrek jest lekarzem to obowiązuje go tajemnica lekarska, więc i tak nie będzie mógł nic powiedzieć. Ponad godzinę później był na miejscu. Nie mógł uwierzyć, że ja to ja. Kazał mi się rozebrać przy Tomim na co ja się skrzywiłam.
- Tomi, możesz nas zostawić samych
- No dobra, pójdę to Melly. - zostawił nas, ale ja nadal miałam opory przed poddaniem się badaniu.
- Melly .? - spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Cóż .. mamy córkę. - chwilę był zaskoczony, ale potem widać było, że się cieszył. Piotrek nie dawał za wygraną i widząc, że sama nie spieszę się, żeby zdjąć bluzkę wziął sprawy w swoje ręce. Złapał materiał podnosząc go szybko góry, wraz z moimi rękami, na co ja jęknęłam z bólu. Był przerażony tym co zobaczył. Widać było, że bał się mnie teraz dotknąć, robił to tak delikatnie, że niemal w powietrzu. W pewnym momencie się poddał i wstał, zakrywając buzię. W pracy widywał na pewno gorsze rzeczy, ale fakt, że mnie znał, pogarszał całą sprawę.
- Pat, ja Cię przepraszam, ale muszę mu to powiedzieć.
- Nie możesz, obowiązuje cię tajemnica lekarska. - usiadł znów przy mnie i zaczęliśmy się wykłócać o to kto ma rację. Oczywiście był na przegranej pozycji. W końcu doszliśmy do porozumienia i za zgoda zrobienia zdjęć i obdukcji, obiecał milczeć. Mimo wszystko i tak widziałam skrzywienie na jego twarzy, gdy znów próbował mnie badać. Po wstępnym badaniu stwierdził, że to może być nawet zapalenie płuc, ale wiedział, że nie zgodzę się na pobyt w szpitalu. Postanowił w końcu dać mi antybiotyk i poczekać na poprawę. Napełniał właśnie strzykawkę, gdy na taras wrócił Tomi. Przerażenie w jego oczach, przerodziło się w ból, współczucie a na koniec wściekłość. Piotrek zakrył mnie kocem, którym wcześniej byłam otulona - Tomi, muszę cię poprosić, żebyś wyszedł. Teraz. - nie reagował, a ja nie byłam w stanie mu spojrzeć w oczy. Wyszedł a ja uroniłam łzę. Piotrek zrobił mi w sumie trzy zastrzyki, antybiotyk, leki przeciwbólowe i witaminy. Pomógł mi się ubrać i nałożył mi na ramiona koc. Piotrek zawołał Tomiego i zostawił nas samych. Cisza między nami zdawała cię trwać w nieskończoność, więc ją przerwałam
 - Nie miałeś się w ogóle o tym dowiedzieć - nie patrzyłam na niego, nie miał tego widzieć i nie miał mieć w oczach tego bólu.
- Dlaczego to robił .? Chcę znać prawdę choćby nie wiem jak straszna była.
- Jeszcze ci mało .? Mało już oboje przeszliśmyjuż .? Chcesz jeszcze więcej cierpieć .?!
- Chcę wiedzieć ..
- Chcesz wiedzieć .. dobrze najpierw za to, że się pojawiłeś, potem za to, że jesteś Melly ojcem, potem, za to, że ją wgl urodziłam, za to że powiedziałam ci prawdę, że pozwoliłam ci się spotykać z córką, że siedziałam na górze i was przez okno obserwowałam jak się bawicie- płakałam i wyliczałam dalej, nie umiałam przestać - że znów byłam szczęśliwa, że wracałam do pięknych wspomnień, że cię wciąż kocham, że jesteśmy rodziną .. - siedział przy mnie i całował po rękach, które jako jedyne nie były poobijane i nie bolały, a ja płakałam, czując wszechobecny ból wszechobecny przy każdym szlochu. W końcu mnie przytulił i mimo, że bolało nie chciałam, żeby mnie puszczał, nie umiałam się uspokoić, wylewałam z siebie całe zło , które mnie spotkało w ciągu całego życia, a Tomi siedział przy mnie i czekał aż to całe zło odejdzie.
- Nie zostaniecie tu ani chwili dłużej, zabieram was stąd - praktycznie ledwo stałam na nogach, każdy ruch sprawiał mi ból, ale teraz myślałam tylko o tym, żeby wydostać się stąd zanim wróci Joel. Skupiłam się na pakowaniu rzeczy Melly, bo nie wytłumaczy się dziecku, że je zabawi musiały zostać tutaj bo musimy uciekać. Pani Lila jednak chciała pomóc, więc gdy rzeczy Melly po kolei lądowały w samochodzie Tomiego, przyniosła trzy torby zapakowane momi najważniejszymi, wg jej osądu, rzeczami. Głównie znalazły się tam dokumenty z pracy, kosmetyki, ubrania i albumy ze zdjęciami. Pozostały jeszcze tylko rzeczy Kiary, która miała jechać z Piotrkiem. Zaprowadził ją do samochodu i wrócił, gdy ja tłumaczyłam jeszcze pani Lili, że będzie musiała rano zająć się zwierzętami, ale że zadzwonię do Lizz i poproszę o pomoc. Kobieta mnie przytuliła i kazała się niczym nie martwić. Melly była u góry a ja jeszcze rozglądałam się czy nie ma tu czegoś ważnego. Do domu wrócił Joel, a ja zamarłam. On był bardziej niż zaskoczony tym co zobaczył, a się po prostu bałam, w końcu miał przy sobie broń. Wykorzystał moment naszej nieuwagi i pobiegł na górę, do Melanie, byłam o tym przekonana. Wpadłam w histerię, wbiegłam za nim. Był w jej pokoiku, trzymał ją na rękach i miał wyciągnięty broń, którą w nią celował. Tomi przybiegł za mną razem z Piotrkiem. Chciałam tam wejść i ją mu zabrać, ale bałam się, że jeśli zrobię choć jeden krok to zabije moje dziecko. Ona nawet nie wiedziała co się dzieje, była uśmiechnięta. Słyszałam jak Tomi każe Piotrkowi mnie stąd zabrać, ale nie chciałam nigdzie iść, nie chciałam zostawić mojej małej córeczki. Miałam wrażenie, że jak ją spuszczę z oczu to ją stracę na zawsze. Piotrek mnie odciągał, uważając na schodach, a ja się szarpałam i krzyczałam, aż usłyszałam płacz Melly. Piotrek zaciągnął mnie do samochodu i tam podał jakieś leki na uspokojenie, ale nie działały, bo wszystko co czułam to rosnący we mnie poziom adrenaliny. Nie miałam pojęcia co się tam dzieje. Jedyne co miałam w głowie to Melly i pistolet wycelowany prosto w jej małą, śliczną główkę.

OCZAMI TOMIEGO
Piotrek zabrał Patrycję, która zaczęła się szarpać i krzyczeć, przez co Melly się wystraszyła i zaczęła płakać. Wyginała się na rękach tego psychopaty. Nie mierzył już do niej tylko do mnie.
 - Proszę Cię, oddaj mi dziecko. Albo ją wypuść co wolisz.
- Odebrałeś mi wszystko co miałem. Ja też tak mogę.
- Wiem, stary wierzę Ci, ale ona nic nie zrobiła. Zobacz jaka jest malutka. Jak się Ciebie boi.
- Jeśli Ci ją oddam to już nic mi nie zostanie.
 - Nieprawda, masz przyjaciół, kiedyś się zakochasz i będziesz miał swoją rodzinę. Ta jest po prostu moja i chcę ją tylko odzyskać.
- Wszystko straciłem.
- Kilka lat temu też wszystko straciłem, cały swój świat więc naprawdę wiem co czujesz. A popatrz teraz , walczę o swoją rodzinę, którą ktoś mi kiedyś odebrał. Z Tobą będzie tak samo, pomogę Ci. Tylko oddaj mi Melly - dzięki rozmowie pozwolił mi się do siebie bardziej zbliżyć, ale wciąż byłem za daleko by mu ją odebrać. - Słuchaj podejdę teraz do Ciebie i wezmę swoją córkę okey .? - jego ręka zadrżała a broń, którą trzymał opuścił nieco, celując w podłogę. Zbliżałem się powoli. Cholera bałem się jak diabli. Ten wariat trzymał moją córeczkę. Stałem tuż przy nim i wyciągnąłem ręce po Melly, nie opierał się gdy ją od niego brałem. Wycofywałem się tyłem, tuląc małą do siebie, która się uspakajała. Zostawiłem go samego i wybiegłem z domu jak najszybciej. Nie mam pojęcia skąd przy naszych samochodach pojawili się Sebek i Dawid, tzn. to na pewno dzięki Piotrkowi, ale niemożliwe, żeby minęło aż tyle czasu. Droga tutaj trwała od nas jakieś dwie i pół godziny. Pat siedziała z tyłu samochodu Piotrka. Dałem klucze od swojego auta Sebkowi. Nie byłem w stanie teraz prowadzić. Usiadłem obok dziewczyny mojego życia, matki naszej córeczki i objąłem, na kolanach mając Melanie. Piotrek usiadł za kierownicą, mówiąc, że podał Pat środki uspakajające, więc może być otumaniona, ale mimo wszystko wtulała się we mnie. Odjechaliśmy i miałem nadzieję, że nigy już nie będziemy musieli tu wracać.

OCZAMI PAT
 Jechaliśmy i jechaliśmy. Melly przytulona do mnie zaczepiała Tomiego. Miałam przy sobie moją rodzinę, całą i zdrową. Przeżyliśmy taki horror, że nawet największemu wrogowi tego nie życzę. To nie powinno spotykać ludzi. W końcu podjechaliśmy pod jakiś dom. Tomi wysiadł pierwszy i pomógł mi się wydostać. Melly zasypiała już w samochodzie, więc trzymając ją na rękach przytulałam, nie zważając na ból. Wszyscy po kolei wchodzili o środka, a ja się zawahałam, bo jeśli tam wejdę to okaże się, że na marne przez trzy lata się ukrywałam.
- Co się dzieje kochanie .?
- Nie wiem, czy jestem gotowa
- Będę obok Ciebie, jak będzisz chciała wyjść to po prostu to zrobimy.- uśmiechnął się do mnie, złapał za rękę i poczułam się pewniej. Weszliśmy, ale trzymałm się trochę za nim. Ania nie wierzyła, że mnie widzi. Zaczęła płakać i powoli podeszła bliżej, żeby mnie przytulić.
- Jak dobrze, że wróciłaś. Nie masz pojęcia jak tęskniłam. A ten mały szkrab to ..
- To droga ciociu jest Melanie, nasza córeczka - Tomi odpowiedział z taką dumą, że skarciłam się w duchu, za to, że mogłam myśleć iż nie pokocha naszego dziecka, nawet jesli Martin byłby jego synem. Musiały minąć trzy lata, ktorę spędziliśmy osobmo, żbym w końcu to zrozumiała.
- Choć, zaprowadzę Cię do łóżka.
- Ania pozwól, że ja to zrobię. Mieliśmy dzisiaj ciężki dzień i ona jest chyba w szoku, z resztą dalej na lekach uspakajających.
- Drugi pokój po lewej - dodała i słyszałam jak pyta szeptem Piotrka, co się ze mną działo przez te lata, że wyglądam jak chodzący trup. Tomi zaprowadził mnie do pokoju, gdzie położyłam Mel do łóżka. Tomi chciał mi ponoć się umyć, więc napuścił wody do wanny i powoli pomógł mi się rozebrać, co nie obyło się od jęków i syków przy każdym ruchu. Pomógł mi też usiąść w wannie, a potem delikatnie gąbką mył mi ciało. Zamknęłam oczy i próbowałam się zrelaksować, ale ciągle w mojej głowie był obraz Melly na rękach tego szarlatana z bronią. Stałam już poza wanną, w szlafroku, który nałożył mi Tomi. Przyglądał się moim siniakom i stłuczeniu na żebrach.
- Tomi, czy to wgl ma jeszcze sens .?
- Dla mnie to dopiero teraz wszystko się zaczyna - przytulił mnie i poczułam się bezpiecznie. Znów zaczynałam wszystko od początku, ale tym razem miało się udać. Liczyłam na to, bo w środku byłam już tak wyniszczona, że nie wiem jak długo bym jeszcze wytrwała. Zaczynało brakować mi sił na dalszą walkę, mimo że teraz miałam córkę, dzięki której już nigdy nie będę sama. Potrzebowałam urlopu, długiego, ale najpierw musiałam pozamykać wszystkie swoje sprawy. Musiałam się ustatkować i poczuć, że nie jestem sama ze wszystkim. Przez kilka kolejnych dni i nocy i nie spuszczałam Melly z oczu. Każdy kto próbował się do niej zbliżyć, od razu pojawiał się na mojej czarnej liście. Zaczęłam odpychać od siebie przyjaciół. Z resztą zrobiłam to wyjeżdżając i odzwyczaiłam się od bycia kochaną. Jedynie Tomiego dopuszczałam do naszej córeczki, ale i tak traktowałam go chłodno i z dystansem. Znosił to, a ja mimo, że widziałam, że cierpi nie ułatwiałam mu tego. Dla mnie istniałam tylko i ja i moja mała córeczka, która nie zna taty. Nie chciałam już nawet dzielić z nim pokoju w domu Ani. Zasypiałam na kanapie w salonie, specjalnie siedząc najdłużej. W końcu zorientował się, że go od siebie odpycham i przeniósł się do wolnego pokoju. W sumie nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo zamknęłam się w sobie i nie skupiałam się na niczym innym niż Mel. Nawet gdy dzwonił mój tata czy brat nie chciałam z nimi rozmawiać. Tomi ciągle próbował się do mnie zbliżyć, ale traktowałam go jak wroga. Bawiłyśmy się z Melly i Kiarą na trawniku za domem. Dziewczynka była radosna i szczęśliwa, miała już tatę, który ją bardzo kochał.
- Cześć dziewczyny - odwróciłam się i posłałam złowrogie spojrzenie Dawidowi. Nie przywitałam się, ale usiadł obok mnie - Wiesz, chyba jestem Ci winien przeprosiny. Zachowywałem się jak głupek. - przerwał na chwilę, czekając na moją reakcję, ale ja dalej milczałam - Mimo wszystko, to co było między nami dużo dla mnie znaczyło i wieść, że zaręczyłaś się z moim bratem, pozbawiła mnie jakichkolwiek zachamowań. Wiesz to ja zawsze rzucałem dziewczyny.
- Jakby nie patrzeć to Ty wszystko zepsułeś
- No proszę, a jednak pamiętasz jak się mówi. Może opowiesz co u Ciebie słychać
- Oh no wiesz, jestem mamą.
- Em i tyle .. przepraszam, ale chyba Cię z kimś pomyliłem. Szukam dziewczyny, bardzo ładniej i podobnej do Ciebie, tylko ona ma zawsze dużo do powiedzenia, wiesz uśmiech jej z twarzy nie schodzi, ma pełno pomysłów i zawsze wszędzie jej pełno.
- Ta dziewczyna już chyba nie stąpa po tej ziemi.
- Dlaczego .? Przecież nie jest ona aż tak zła. Patrz jaką mamy ładną trawkę.
- Nie jestem aż tak twarda jak wszyscy myślą.
- Nikt tak nie myśli. Odsunęłaś się od nas, a my czekamy aż przyjdziesz i poprosisz o pomoc.- westchnęłam. Nie umiałam już zachowywać się jak kiedyś. Nauczyłam się radzić sobie sama. Przestałam ufać ludziom. Stałam się odludkiem. Przez kilka kolejnych dni Dawid okazywał mi duże zainteresowanie co poprawiało mi humor. Zmienił się i miałam wrażenie, że znów rozmawiam z tym Dawidem, którego poznałam i myślałam, że znam. Wydoroślał i chyba w końcu zrozumiał, że sprawiając jedynie problemy daleko nie zajdzie. Melly polubiła go jako wujka i zaczęliśmy spędzać w trójkę coraz więcej czasu. Dawid zabierał nas na różne wycieczki, które mi bardzo pomagały. Dzisiaj wylądowaliśmy w zoo, co bardzo ucieszyło Mel. Była zachwycona widokiem ogromnych zwierząt. Dawid praktycznie cały czas trzymał ją na rękach i opowiadał jej o zwierzakach historie, z których ona się śmiała, a ja razem z nią. Gdy przyszła pora jej drzemki, usiedliśmy w małej knajpce na terenie zoo. Zamówiliśmy kawy i chwilę siedzieliśmy w ciszy.
- Miło znów widzieć jak się śmiejesz.
- Tak się dzieje tylko poza domem, bez towarzystwa całej reszty.
- Myślałaś, żeby pogadać o tym z Tomim .? O własnym domu, tylko wasza trójka. W końcu jesteście rodziną.
- Chyba nie potrafię już z nim rozmawiać jak kiedyś. Odsunęłam się od niego i zdaję sobie z tego sprawę, że go ranię, ale nie umiem inaczej. Podobnie jak z resztą.
- No, ale nie chcesz chyba waszych relacji utrzymywać w obecnym stanie do końca .?
- Ostatnio zastanawiałam się, czy po prostu się nie spakować i wyjechać na jakiś czas z Melly. Nie zniknęłabym już jak ostatnio, ale rozmowa przez telefon byłaby jedynym utrzymaniem kontaktu.
- I myślisz, że on Ci na to pozwoli .? Nie spuszcza z Was oka ani na chwilęzwierzakach. Ty jesteś całym je. Gdybyś widziała jak się załamał, gdy wtedy wrócił a Ciebie nigdzie nie było. Szukał Cię przez te wszystkie lata, nawet przez chwilę nie odpuścił. Co miesiąc leciał do Polski do twojego domu, żeby powiadomić o postępach a raczej w ich braku. Ale ani przez chwilę nie zwątpił. Taka miłość nie umiera z powodu głupiego i tragicznego w skutkach żartu. Obojgu Wam nie jest łatwo, ale uważam, że razem się z tym uporacie.
- Ale to nie chodzi o to, że ja go już nie kocham, bo jest wręcz przeciwnie. Jak nie z nim to z nikim się nie zwiążę. Tylko po tym co przeszłam z Joel'em .. - odruchowo złapałam się za żebra, które wciąż bolały - po prostu się boję jakiegokolwiek dotyku, boję się znów zaufać i polegać na drugiej osobie. - chwilę się zastanawiał, a potem zadzwonił o kogoś i zaprosił do zoo.
 - Do kogo dzwoniłeś .? - nie odpowiedział. To mógł być każdy, ale pół godziny później pojawił się Tomi. Dawid zabrał wózek z obudzoną już Melly i ruszył na dalsze zwiedzanie. Odchodząc kazał mi powiedzieć jego bratu to wszystko co powiedziałam jemu i że spotkamy się w domu. Ruszyliśmy z Tomim w stronę wyjścia milcząc. Nie umiałam tak po prostu mu wszystkiego powtórzyć, wypalić z tym wszystkim bez żadnego wstępu. Nie rozmawialiśmy już jakiś czas.
- Pati widzę, że nie jest Ci łatwo, możesz mieć do mnie żal ..
- Żal .? Ja do Ciebie nie mam prawa mieć żadnego żalu, o nic. To raczej ty ..
- No to o co chodzi .? Zrobiłem cokolwiek źle, powiedziałem coś .? Bo nie rozumiem czemu mnie do siebie nie dopuszczasz. Zamknęłaś się w sobie.
- Tomi .. to nie jest twoja wina. Ty nie zrobiłeś nic złego, tak naprawdę to jesteś najwspanialszym facetem jakiego spotkałam w swoim życiu. Ja po prostu potrzebuje czasu. - W drodze do domu nie rozmawialiśmy. Obserwowałam go jak prowadzi i przypominałam sobie chwile, w których się w nim zakochiwałam. Wszystko zaczynało się w samochodzie. Gdy po nas przyjechał na lotnisko w Tunezji, jak próbowałam przekonał Anie, że nie jest taki zły choć go wcale wtedy nie znałam, jak się na niego zapatrzyłam a nasze spojrzenia po raz pierwszy się skrzyżowały w jego lusterku, uśmiechnął się wtedy. Potem jak byłam mu wdzięczna, gdy uratował Anię przed nachalnym arabem, jak obserwowałam jego cudowne ciało na plaży, jak mi pomógł gdy Dawida poniosło, jak pozwolił mi siebie użyć jako poduszki gdy byłam załamana, jak nie pozwolił, żebym została sama w hotelu gdy miał swoją prace, jak mnie wyciągał z zatrzaśniętego samochodu przez okno, jak jechaliśmy na pustynię i przysłuchiwałam się jego rozmowie aż w końcu nasz pierwszy pocałunek na pustyni i pierwsza noc w samochodzie. Przypominałam sobie to wszystko, co razem przeżyliśmy, aż do wakacji z oświadczynami. Byłam z nim taka szczęśliwa, nigdy przez niego nie płakałam. Dwa lata w ciągu, których czułam że jestem we właściwym miejscu i przy właściwej osobie. Wróciliśmy do pustego domu, Tomi wbiegł na górę a ja się przez chwilę wahałam, ale w końcu zdałam sobie sprawę, że ja bez niego nie istnieję, że właśnie przez to, że go odpychałam nie umiałam sobie z tym poradzić. Był tą cząstką mnie, która gdzieś zaginęła, a którą ja próbowałam w sobie odnaleźć. Nie było go przy mnie, więc nie potrafiłam jej odnaleźć, ale teraz zrozumiałam, że ciągle tu była, tylko jej nie dostrzegałam. Pobiegłam za nim do pokoju, w którym obecnie mieszkał. Odpinał właśnie swoją koszulę, którą chciał przebrać na czarny t-shirt.
 - Tomi ..
- Dawid powinien niedługo wrócić - męczył się z guzikami i nawet na mnie nie patrzył. Widziałam, że ma zmarszczone czoło. Podeszłam do niego, biorąc jego ręce w swoje i stając na palcach powoli zbliżyłam swoje usta do jego i patrząc mu w oczy wyszeptałam 'przepraszam'. Początkowo delikatny i niepewny pocałunek przerodził się w namiętny i pełny uczucia, a potem poszczególne części naszego ubioru zaczęły latać po całym pokoju.
Leżeliśmy w łóżku, splatając swoje palce w powietrzu. Wtulałam się w Tomiego, czując jego perfumy, które tak uwielbiałam, jego ciepło i bicie serca. Podniosłam się, opierając na ręce, żeby zobaczyć jego twarz. Był szczęśliwy.
- Przepraszam .. przepraszam, że na chwilę zapomniałam jak bardzo Cię kocham - zgarnął mi włosy za ucho i podniósł się, żeby mnie pocałować.
- Miłość nie zawsze jest łatwa, a my przynajmniej wiemy, że nic nas rozdzieli.
Nasz związek kwitł na nowo. W przeciągu miesiąca kupiliśmy własny dom, w którym zamieszkaliśmy. Czas leciał strasznie szybko, Melly skończyła trzy latka, a my szykowaliśmy się do wizyty w Polsce. Mojej pierwszej po ponad czterech latach. Denerwowałam się, ale cieszyłam, że w końcu spotkam się w rodziną, która miała poznać naszą córeczkę.
Tomi wjechał na podjazd przed domem. Zanim weszliśmy złapałam go z rękę. Nie dzwoniliśmy dzwonkiem. Tomi podczas mojej nieobecności był traktowany jak członek rodziny. Ja czułam sie dziwnie po tylu latach.
- Halo, halo dzień dobry - zawołał Tomi do siedzących tyłem członków mojej rodziny. Wszyscy jak na zawołanie odwrócili głowy i wstali. Tata jako pierwszy złapał mnie w objęcia i ściskał tak długo aż uwierzył, że tu jestem. Damian zareagował podobnie, tylko Nina mocno mnie uściskała i powiedziała, że dobrze mnie widzieć. W międzyczasie Tomi także się witał i przedstawiał Melly. Był dumnym tatusiem i traktował ją jak małą księżniczkę. Potem ja poznałam swoją rozespaną bratanicę – Julkę. Miała dopiero 5 m-cy. W domu dużo się pozmieniało, w moim pokoju zamieszkała Zuzia zaraz po moim zniknięciu, w jej pokoju mieszkała teraz mała Julka. - Zuzia powinna niedługo wrócić, poszła na spacer z psami i koleżanką - powiedział Damian uprzedzając moje pytanie.
- Możecie zająć twój stary pokój córeczko, Zuzia przenocuje u mnie - Tomi wniósł bagaże. W pokoju praktycznie nic sie nie zmieniło. Wszystkie zdjęcia w ramkach, na których byłam z przyjaciółmi dalej stały w tych samych miejscach, na ramie łóżka znalazłam obrożę Tary, którą tam powiesiłam po jej śmierci. Chodziłam po pokoju i wszystko dokładnie oglądałam. Głównie patrzyłam na te wszystkie zdjęcia. Jedno szczególnie rzuciło mi się w oczy, byłam na nim z Arkiem, zanim jeszcze wyjechał. Autor zdjęcia uchwycił nas tuż przed pocałunkiem, a w tle był zachód słońca. Uśmiech sam pojawił mi sie na twarzy, gdy przypomniałam sobie tamten dzień. Zauważyłam, że Tomi mi się przygląda z uśmiechem na twarzy.
- Mam nadzieję, że ten koleś ze zdjęcia nie stanie się moim problemem.? - podszedł i objął mnie od tyłu.
- Arkiem musiał martwić się Dawid, Ty nie masz żadnej konkurencji bo nikogo innego już nie zauważam. Kocham tylko Ciebie i to się nigdy nie zmieni.
Gdy pojawiła się Zuzia nie mogła się nacieszyć mną i Melly. We wszystkim chciała mi pomóc. Cieszyła się z roli cioci i cały czas bawiła się z Mel, która była z tego powodu bardzo zadowolona. Dzień minął szybko, za w duchu dziękowałam, bo musiałam opowiedzieć wszystko co się ze mną działo przez te wszystkie lata. Pominęłam jednak fragment z Joel`em. Nie chciałam o tym pamiętać. Gdy w końcu udało mi się uśpić córeczkę i położyłam się obok Tomiego byłam wykończona. Czułam się dziwnie w tym domu i szczerze mówiąc chciałam już wracać do Stanów.
- Tomi .. – zaczęłam rozmowę dość niepewnie, bo nie wiedziałam jak zareaguje na mój pomysł
- Słucham Cię kochanie, co się w tej Twojej piękne główce rodzi .?
- Co byś powiedział na to, żebyśmy wzięli w końcu ślub. Wiesz ja dzięki swojej pracy mam dużo kontaktów i moglibyśmy wszystko nawet załatwić na przyszły miesiąc, albo za dwa jak wolisz. Wiesz, mam już taką wizję jak Melly z Zuzią i Amy oczywiście, idą i sypią kwiatki, Ty stoisz przed ołtarzem, a tata mnie do Ciebie prowadzi i potem już nic i nikt nie stanie nam na drodze do szczęśliwego zakończenia. No i wiesz, moglibyśmy też od razu ochrzcić Mel – milczał, spojrzałam na Niego i w sumie nic z jego twarzy nie wyczytałam – Jak nie chcesz to nie, tak tylko pytam, bo .. – przerwał mi pocałunkiem
- Myślę, że to najlepszy pomysł na jaki mogłaś wpaść – zaczęliśmy marzyć o ślubie, przerywając pocałunkami, a w końcu poddaliśmy się namiętności. Czułam się jak na wakacjach na Lazurowym Wybrzeżu. Jestem pewna, że nikt nigdy nie był tak szczęśliwy jak my.
Gdy powiadomiliśmy tatę i Damiana oraz telefonicznie rodzinę Tomiego o naszych planach, wszyscy nam gratulowali. Oczywiście zaczęło się doradzanie co, jak i gdzie powinno się odbyć. Wszyscy zapomnieli, że od czterech lat to właśnie tym się zajmowałam i nie chcieli słuchać, gdy z Tomim próbowaliśmy wytłumaczyć, że mamy własną wizję. W sumie i tak to było gadanie z ich strony, bo sami wszystko załatwialiśmy. Zaczęły się przygotowania. Co prawda na odległość, przez telefon nie zawsze było łatwo. Ania przyleciała do Polski, żeby pomóc mi znaleźć białą sukienkę. Przez tydzień odwiedzałyśmy wszystkie salony, przymierzyłam w tym czasie chyba z tysiąc sukienek, ale w końcu znalazłam tą jedyną. Umówiłam się na poprawki na następny dzień. Po wszystkim umówiłam się z Tomim na obiad, ale kazałam czekać w samochodzie aż zadzwonię i pozwolę mu wejść do salonu. W końcu pan młody nie powinien oglądać panny młodej w sukni przed ślubem. Czekał cierpliwie. Ruszyliśmy w poszukiwaniu jakiegoś miłego miejsca i znaleźliśmy restaurację nad Odrą. Zamówiłam sobie sałatkę grecką, bo zapach z kuchni, który się unosił w powietrzu, przyprawił mnie o lekkie mdłości. Mimo wszystko nawet sałatki nie byłam w stanie zjeść. Tomi mi się przyglądał i kilka razy spytał, czy na pewno wszystko w porządku. Oczywiście odpowiadałam, że tak tylko dzisiaj mam gorszy dzień. W sumie nie kłamałam, bo tak właśnie się czułam. W pewnej chwili wstałam od stołu i pobiegłam do łazienki, gdzie zwymiotowałam. Wróciłam po jakichś piętnastu minutach, gdzie Tomi siedział zmartwiony.
- Kotek no, nic mi nie jest. Pewnie się czymś zatrułam, albo stresuję się ślubem.
- Wracamy do domu. Musisz odpocząć. – tak też zrobiliśmy, jednak w domu było jeszcze gorzej. Tata robił na obiad ziemniaki z sosem grzybowym. Ten zapach wgl zadziałał na mnie jak lek powodujący wymioty. Siedziałam w łazience dwadzieścia minut i nie zapowiadało się, żebym szybko wyszła. Tomi przyniósł mi wodę i siedział przy mnie bardzo zmartwiony. – Jutro zabieram Cię do lekarza. I nie chcę słyszeć żadnych protestów. – Położyłam się w salonie na kolanach Tomiego, który smyrał mnie po ręce. Wcześniej jeszcze pootwierał okna, żeby przewietrzyć mieszkanie. Tata jako lekarz kazał mi zjeść porządny obiad. Usiedliśmy więc wszyscy razem przy stole i nałożyłam sobie małą porcję ziemniaków z sosem. Modliłam się nad daniem, aż w końcu się poddałam i nawet nie spróbowałam. Poczekałam, aż Tomi skończy jeść i znów położyłam mu się na kolanach.
- Wiesz, jak ja tak reagowałam na grzyby to okazało się, że jestem w ciąży – powiedziała Nina na co ja zareagowałam śmiechem.
- No tylko, że u mnie to raczej niemożliwe, bo .. zaraz, który dzisiaj jest .?
- Piętnasty .? – podniosłam się szybko i sięgnęłam po swój telefon
- Cholera, to niemożliwe. Jak to możliwe, jeśli to niemożliwe.
- Kotek, co jest .? Bo ja z tego nic nie rozumiem.
- Okres jej się spóźnia – powiedziała Nina i zaczęła się śmiać – chyba czeka Was wizyta u ginekologa – śmiała się i wszyscy oprócz nas do niej dołączyli. Zrobiłam minę focha, a Tomi mnie objął i pocałował w głowę. Wtuliłam się w niego, a on się zaczął ze mnie śmiać. Zupełnie jak reszta.
- Nie śmiej się .! Jak ja teraz się dopnę w sukience .?! Nie no tylko nie to, jak ja będę wyglądać. Nie no, poddaję się, nie biorę żadnego ślubu – zaczęłam płakać jak małe dziecko. Tomi mnie mocniej przytulił, pocałował i powiedział, że nawet w dresie będę najpiękniejszą panną młodą. Oczywiście następnego dnia pojechaliśmy do lekarza, gdzie okazało się, że to już trzeci miesiąc .! Tomi był szczęśliwy, gdy oglądał filmik z usg. Przy Melly nie mógł być, więc dla niego to wszystko jest nowe.
- No, ale wszystko z nim w porządku, doktorze .?
- W jak najlepszym. Zaraz powinniśmy usłyszeć bicie serduszka – zaczął coś ustawiać
- No, ale ja nic nie słyszę. Coś jest nie tak, prawda .?
- Jeszcze nie włączyłem głosu, o teraz – w pokoju zabrzmiało bicie. Mój mały aniołeczek naprawdę tam był.
- Kochanie, nie panikuj.
- Sam panikujesz. Ja nie panikuję. – uśmiechnął się do mnie a zdałam sobie sprawę, że faktycznie panikuję. Dostaliśmy zdjęcie malucha, które od razy wylądowało z portfelu. Nie pojechaliśmy od razu do domu. Usiedliśmy w parku przy fontannie.
- Cieszę się, że tym razem będziesz przy mnie. Od samego początku. Nie ma nic gorszego niż samotny poród.
- Ja też się cieszę, że mnie to nie minie. I cieszę się, że to właśnie Ty jesteś mamą moich dzieci. Jak myślisz, Melly się ucieszy .?
- Na pewno. W sumie nigdy nie rozmawialiśmy o Melly, wiesz .. jak chcesz to możemy zrobić testy. Będziesz miał wtedy taką 100% pewność. Nie wymagam od Ciebie, żebyś mi wierzył na słowo w tak ważnej sprawie. Chcę po prostu, żebyś mnie kochał.
- Pati, Melly jest moją córką i nie potrzebuję robić żadnych testów, żeby się o tym przekonać. To się po prostu wie. I kocham Cię, najbardziej na świecie. I nigdy nie przestanę. – wróciliśmy do domu, gdzie potwierdziliśmy nowinę o mojej ciąży. Zadzwoniłam do Ani, żeby ją także uświadomić. Przybiegła praktycznie zaraz moim telefonie i mnie ściskała i gratulowała.

Miesiąc później odbył się mój ślub z Tomim. W końcu powiedzieliśmy sobie sakramentalne „tak” i ochrzciliśmy Melly. Świadkową jak i matką chrzestną została Ania. Tomi na świadka poprosił Dawida, a ojca chrzestnego Piotrka, chcieliśmy stworzyć pełną rodzinę. Dla drugiego dziecka na chrzestnych postanowiliśmy wybrać Ninę i Sebastiana. Na początku chcieliśmy , żeby Damian został ojcem chrzestnym, ale w końcu stwierdziłam, że Tomi powinien wybrać jednego z braci. Brzuszek rósł, ale na szczęście nie był widoczny na weselu. Oczywiście sukienkę trzeba było poszerzyć, żeby nie była już tak ciasna. Tydzień po ślubie, Ania dowiedziała się, że jest w pierwszym miesiącu ciąży. Razem z Piotrkiem bardzo się cieszyli, a my z Tomim razem z nimi. Pięć miesięcy później urodziłam ślicznego synka, któremu daliśmy na imię Mike. Życie mi się w końcu ułożyło. Mam cudownego męża, z którym nie potrafimy się rozstać na dłużej niż dwa dni. Przy dłuższych wyjazdach pakujemy się i jedziemy wszyscy. Póki dzieci są małe podróżują razem z nami, gdy podrosną i nie będą chciały spędzać z nami czasu, dziadkowie z chęcią się nimi zaopiekują. Jestem szczęśliwa. W końcu znalazłam swoje miejsce i szczęście.
______________________________________________________________________
No i to już jest koniec. Mam nadzieję, że choć trochę Wam się podobało, bo ja po przeczytaniu wszystkich rozdziałów stwierdziłam, że miałam naprawdę dobre pomysły. Oczywiście dzisiaj opisałabym je trochę inaczej, może bardziej szczegółowo, ale i tak jestem zadowolona. 
Po raz ostatni Buziaczki ; *** 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz